|
Spis treści
Rabko moja, Rabko – Agnieszka
Sroka
Wstęp – Grzegorz
Moskal
Rabka – Katarzyna Pułkowska Podanie o Rabce – Łukasz Kapłon Trzy zagadki – Jakub Rapacz Legenda o powstaniu starego kościółka w Rabce – Dariusz Nowak Podanie o Maciejowej – Kamil Mazela Podanie o uśmiechu – Sylwia Łęczyńska, Michał Kasperczyk, Agnieszka Sroka Zamsta króla Starego Sącza – Andrzej Żmuda Podanie z okolic Rabki – Joanna Gacek Podanie o kościółku św. Krzyża – Katarzyna Pułkowska Maria i Kazimierz – Katarzyna Zając Kapliczka na „Ryplówce” – Krzysztof Pawłowski Kapliczka przy ulicy Kasprowicza – Katarzyna Barwszczeska Rabskówka – Agata Wójciak Tatarów – Agata Wójciak Wilcze Języki – Agata Wójciak Grzebień – Beata Bronowicz Turbacz – Janusz Nowak Podanie o „Kotelnicy”- Magdalena Iskrzycka Legenda o Rabie (opowiadanie fantasy) – Piotr Willim Rabko moja, Rabko
Rabko moja, Rabko Choćbyś
świat przeskoczył Żadne
inne miejsce Nie
zachwyci oczu !!! Tylko tu mi serce Mocniej
w piersiach bije. Tylko tutaj
– w Rabce, Gdzie
z rodziną żyję. Ten
kościółek stary, Czarnym
gontem kryty, Jak
cudowny obraz W sercu mam
wyryty. Te
wąskie uliczki, Te
parkowe drzewa, Gdzie
hymn mojej Rabki Każdy
ptak wyśpiewa !!! I ten
stary cmentarz, Historii skarbnica ... Wszystko to jest
piękne Wzrusza i zachwyca. I jak
nigdzie indziej Zawsze
słońce świeci Bo to właśnie
tutaj Jest
miasteczko dzieci. Chociaż
stąd daleko Do serca Podhala, Często w Rabce
spotkasz Góralkę,
górala. Bo choć
strój już nie ten Portek
nikt nie szyje Góralska tradycja W naszych
sercach żyje. Rabko moja,
Rabko ! Dziś
powiem ci skrycie: Tylko tu jest szczęście
I tu spędzę
życie !!! Agnieszka Sroka Podanie zwane czasem legendą, (w legendach zostają uwzględnione motywy kultu religijnego) to powieść ludowa przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie z czasem zapisana. Podanie związane jest tematycznie z historycznymi wydarzeniami, postaciami i miejscami. Zawiera elementy fantastyczne ale odwołuje się do faktów, miejsc, przedmiotów i ludzi rzeczywistych. Świat podań ludowych jest bardzo bogaty, jest tam dość miejsca dla wszystkich, występują w nich zarówno królowie, książęta i rycerze jak też wieśniacy, kupcy i zbóje. Wśród podań ważne miejsce zajmują podania historyczne, różnią się one od podań ludowych tym że zostały spisane już przez średniowiecznych kronikarzy. Dotyczą one ważnych wydarzeń krajowych, historycznych i czasów panowania legendarnych władców. Podania historyczne zostały rozpowszechnione
przez książki i szkołę. W naszym wypadku chodzi o podania zanotowane
przez Galla Anonima, Wincentego Kadłubka,
„Kronikę Wielkopolską”, Jana Długosza. Są to między
innymi podania o Lechu, Czechu i Rusie, o Popielu i Piaście czy o Kraku i Wandzie. Obok
podań ogólnopolskich występują bardzo liczne podania lokalne.
Wyjaśniające historię powstania nazw miejscowości, próbujące
wyjaśnić tajemnice zakopanych skarbów, zatopionych miast,
dzwonów i śpiących rycerzy. Obok tych podań lokalnych ważne miejsce zajmują
podania i baśnie góralskie, opisujące barwne losy
Podhala i okolic. Najbardziej znane
to podania o powstaniu Tatr, Babiej Góry opowiadające
między innymi o mieszkających tam wielkoludach,
opowieści o smokach, czarnoksiężnikach i o śpiących
w górach rycerzach. Oczywiście nie zabraknie
chyba najbardziej rozpowszechnionych podań o zbójnikach –
sprawiedliwych harnasiach, którzy nieśli pomoc
ludziom biednym (podanie o Janosiku, o Kierpcu z Rabki i o Ferencu z Czarnego Dunajca). Wiele
miejsca w podaniach góralskich poświęca się na wyjaśnienie
znaczenia i pochodzenia nazw miejscowych (podanie
o Morskim Oku).
Najbardziej znane podania i baśnie góralskie związane są
z Tatrami, jednak i w innych regionach
Podhala i okolic spotykamy równie ciekawe opowieści. Takim przykładem może być Rabka stolica Gorców.
Na początku XIII wieku dorzecze rzeki Raby
było puszczą , ale już wówczas na te tereny zaczęli napływać
osadnicy zwabieni bogactwem zwierzyny, ryb, drzewa oraz soli.
Około 1234 – 1235 roku Teodor z rodu Gryfitów wojewoda krakowski,
patron klasztoru ludźmierskiego nadał
źródła solne znajdujące się na „ terytorium ” ludźmierskim
klasztorowi cystersów w Jędrzejowie. Terytorium
to stanowiło obszar lasów, łąk, ról uprawnych i nieuprawnych
na których tryskały źródła solne. „Wte cyrniawa leśno ciągła sie spod Myślenic po same Tatry. W Myślenicak, za rozlewiskami Raby, stoł ostatni w tyk stronak
piastowski gród, o hrubyk murak, we wtórym trzymali stróze królewscy rycerze. Za nimi ciągły sie bagna i rozlewiska, porosłe
w wikliny, zaś na wzgórzach cierne bory odwiecnyk
lasów. Bez nie wiła sie krętemi zakosami droga. W mroku huściawy
caił sie dziki dźwierz, zaś w młakak niedostępnyk, w drewnianyk
sotrak zasiedzioł leśny cłowiek, dziki, podstępny casem
bywoł to łotrzyk, co urwoł
się spod powroza grodowego kata. Bez tom dzikom pustać leśnom sły odwiecne drogi od Ciorśtyna na Stare Cło, kany
krzyzowały sie:
jedna na Orawe, drugo na Kraków.
Po tyk leśnyk drogak
wędrowali staroświeccy kupcy z towarem. Droga wlekła sie pośrodkiem między bagnami,
potem prowadziła bez lesiste wierchy i przełęce,
poniekany zieleniły się niewielkie polany, na wtóryk pasły sie wse cujne sarny i jelenie.
Las na pozór wydawoł sie
cichy i spokojny, próc uwijającyk
sie wiewiórek i ptoków,
nie zdradzoł bytności ludzi. Jednak zza huściawy smrecyn i jedliny
pochód kupców śledziły bystre ocy leśnyk, półdzikik ludzi.
Oni to w zapadłyk rośtokak mieli swoje nory i sotry,
oni tworzyli gniozda zbójeckie.
W te lasy odwiecne wojewoda Teodoryk Gryfita posłoł zakonników cystersów z Italli jaze
do Lubomira ( dzisiok nazywa się Ludźmierz ) po to, coby
tyn pustać ozywić i ludziami zasiedlić.” ( „Zbójecki kościółek” A.Pach ) Jan Długosz to terytorium
utożsamia z Rabką wspominając o dokumencie Bolesława Wstydliwego z 1254
roku, nazywając je „ Sal in Rabka” Klasztor
cystersów już w pierwszej połowie XIII wieku pobierał
z Rabki sól, wtedy to powstaje prawdopodobnie
warzelnia soli nad potokiem Słonka. W wieku XIV i XV na tych
terenach rozpoczyna się szeroka akcja osadnicza. W okolicach Rabki powstaje
coraz więcej wsi. Pierwszy kościół w Rabce wzniesiony był
w 1565 roku. Uległ on jednak w niedługim czasie
zniszczeniu z bliżej nie ustalonych przyczyn być może wskutek
powodzi, bądź pożaru. Odbudowano go na tym samym
miejscu w latach 1600 – 1605. W połowie
XVI wieku zaczęto się interesować solankami rabczańskimi.
Wody te cieszyły się wśród okolicznej ludności sławą uzdrawiających.
Uważano że w tych okolicach znajdują się pokłady soli. W 1568 roku mieszczanin
z Oświęcimia Jerzy Grossmann, otrzymał od
Zygmunta Augusta zezwolenie na poszukiwanie i kopanie
soli. Prace jego kontynuował dworzanin królewski Marcin Konopnicki. Ponieważ soli nie znaleziono ,
prace zostały przerwane. Do naszych czasów niewiele pozostało pamiątek
po tamtych wydarzeniach, zachowało się
tylko kilka krótkich zapisków kronikarskich, trochę
miejscowych nazw utrwalonych w tradycji. Gorczańscy twórcy ludowi próbowali w swych
opowieściach wyjaśnić pochodzenie tych nazw. Taką próbę
podjęła rabczańska poetka Antonina Zachara –
Wnękowa w swych podaniach gorczańskich : „ ...Herszt zbójców Tomek śpi w górze nazwanej od jego imienia Luboniem. Niedaleko zaś drży Arelka, córka czarnoksiężnika Arwota, władcy Turbacza, zamieniona w osinę. Każdym listeczkiem szumi i tak nad uśpionym Tomkiem płacze:
Gdzie konie biegnące zatrzymał mój Tomek, że wryły się w ziemię
kopytem, tam żwawi pasterze co paśli owieczki,
nazwali to miejsce Zarytem. A górę
lesistą, łagodną, szeroką gdzie Tomek wprowadził cud – konie,
ci sami pasterze co paśli owieczki, nazwali od
jego nazwiska Luboniem. Zaś
w smoka chrapliwe rab...rab...rab...wzdychanie, dodali: ..ka – szybkie pytanie. Tak
powstała Rabka z leczniczymi źródłami, z górą Luboniem i wsią Zarytem...” Obok
tych najbardziej rozpowszechnionych podań o Rabce i jej okolicach
istnieją opowieści, których autorami są dzieci. Z zasłyszanych
lokalnych opowieści sami układają podania wzbogacając je
o inne wątki. Oto kilka przykładów takich podań zasłyszanych i zapisanych przez uczniów Gimnazjum nr 1 w Rabce – Zdroju. A może było to tak
..... Moja RabkaW zielonej dolinie, ka źródła biją
słone, kędy zbójnicy Janosika wypasali konie. Miasto moje leży Rodzinne. pięknie umajone. Nad brzegiem Raby, sędziwe wierzbiny, zielone cienie wypuszczają w głębiny, a pstrągi migotliwe srebrzą łuską wodę. Wspomnienie moje unosząc w nurcie Raby modrej.
Katarzyna Tylka
Alina Jugowicz
Katarzyna Kocjan Alicja Kuglin RABKA
Malowniczo, wprost jak w bajce położone
miasteczko, to nasza mała Ojczyzna – tak
bliska sercu zarówno dorosłego jak i małego mieszkańca Rabki.
Masywny mur szczytów Beskidu
Wyspowego i Gorców oddziela miasteczko od reszty
świata. W naszym kochanym domu, usytuowanym
w południowej części kraju nie
ma miejsca na szare, smutne dni. Nieustanna,
prawdziwa radość, otwartość, miłość i przyjaźń
to filary, na których buduje tutejsze społeczeństwo.
Gęste, zielone lasy, łąki usłane różnobarwnymi kwiatami,
pola pozłacane zbożem, wirujące na wietrze drzewa. Beztroskie,
wolne strumyki, bezkresne pagórki i wzgórza sprawiają,
że Rabka w oczach każdego, który tu przybywa staje się
krainą wiecznego szczęścia.
Wraz ze wspaniałymi, godnymi uwagi zabytkami, licznymi
kapliczkami, schroniskami, muzeami, pięknymi starymi
kościołami oraz cudownie uzdrawiającymi źródełkami wiąże
się długa historia i wiele legend, przekazywanych
z pokolenia na pokolenia. Oto niektóre z nich... Katarzyna Pułkowska Podanie
o Rabce
Od
dawien dawna wiadomo, że zbójnik Rabcuś
pilnował porządku w całych Gorcach. Za czasów młodzieńczych
zaczął życie rozbójnika. Grabił bogatych, napadał kupców. Zrabowane skarby
rozdawał biednym, dlatego okoliczna ludność kochała go,
a dzieciom opowiadano jego prawdziwe i wymyślone
przygody.
Po latach
spędzonych na zbójowaniu Rabcuś
postanowił zrezygnować z tego zajęcia i osiąść
na stałe gdzieś na terenie Beskidu Wyspowego. Piękne
to były strony, a ludność kochała harnasia . Rabcuś i jego ludzie osiedlili się
u stóp góry Luboń. Jednak zbójnik nie przypadł
do gustu czarnoksiężnikowi Luboniowi,
do którego należała góra i okoliczne wsie.
Harnaś nie mógł się równać z czarnoksiężnikiem i jego czarami,
więc opuścił wieś w której zamieszkał. Pewnego dnia wędrując
wraz z towarzyszami po górskich lasach
dotarli do niewielkiej wsi ukrytej w dolinie rzeki.
Mieszkał tam starszy człowiek imieniem Maciej. Starzec na co dzień
zajmował się zbieraniem ziół, z których robił lekarstwa. Rabcuś
z towarzyszami zamieszkali we wsi. Pomagali ludziom
w pracy na polach, pilnowali owiec na halach.
Czarnoksiężnik Luboń dowiedział się
o miejscu pobytu zbójnika Zesłał na wieś suszę.
Wyschła rzeka nad którą leżała wieś. Rabcuś ze
swoimi towarzyszami wyruszył na poszukiwanie wody,
lecz okoliczne potoki i źródła również wyschły. Ludziom
groziła śmierć, a wsi zagłada. Pewnego dnia do wsi przybył
zmęczony i chory pielgrzym.
Maciej i Rabcuś
udzielili mu pomocy i schronienia. Maciej leczył go swymi lekarstwami z leśnych
ziół, a Rabcuś wybudował
dla niego szałas. Wraz z pojawieniem się
mędrca zaczęły padać ulewne deszcze, które zasiliły
potoki i rzekę. Susza przestała zagrażać wsi. Korytem
rzeki płynęła życiodajna woda,
która nawadniała pola i łąki.
Tajemniczy pielgrzym okazał się misjonarzem, którego zadaniem
było krzewienie wiary chrześcijańskiej na dzikich południowych
terenach państwa Bolesława Chrobrego. Mieszkańcy wsi chętnie
słuchali nauk pielgrzyma. Jako pierwszy nową wiarę przyjął Rabcuś, bo coś
w sercu mu podpowiadało, że to ta wiara jest
prawdziwa i jedyna. W piękny słoneczny dzień mieszkańcy
wsi przyjęli chrzest nad rzeką. Czarnoksiężnik Luboń niemal nie osiwiał ze złości gdy dowiedział się o tym wydarzeniu. Wysłał swego posłańca do diabła Luncyperka, który miał swą siedzibę na Diablaku z prośbą o pomoc w zniszczeniu wsi i jej mieszkańców. Luncyperek sprowadził na wieś najazd Tatarów, którzy byli wysłannikami piekła. Tatarzy zniszczyli wieś, ale mieszkańcom udało się schronić na górę, gdzie mieszkał Maciej i tajemniczy pielgrzym. Po ustąpieniu Tatarów mieszkańcy powrócili do zniszczonej wsi. Widząc zrujnowaną wieś wszyscy gorzko zapłakali, ich łzy wsiąkły w ziemię i zasoliły podziemne źródła, które z czasem stały się największym skarbem wsi. Rabcuś rozgniewany nikczemnym postępkiem Lubonia i Luncyperka zaprzysiągł
zemstę. Podstępnie zdobył kamienny zamek Lubonia, zniszczył go,
a czarnoksiężnika uwięził w jednej z jaskiń
w górach. Do dziś na szczycie Lubonia przetrwało kamienne
rumowisko, które mogło być kiedyś zamkiem. Diabeł Luncyperek
pozbawiony swego sojusznika powrócił na szczyt Diablaku . Rabcuś
wraz ze zbójnikami rozpoczął poszukiwania diabła.
Przestraszony Luncyperek schronił się
wewnątrz góry. Zbójnicy odnaleźli to miejsce i wejście
do jaskini zasypali ogromnymi głazami. Diablak po latach zostanie nazwany Babią Górą, ale
to już temat na inną opowieść.
Po powrocie Rabcusia do wsi,
rozpoczęto odbudowę. W ciągu kilku lat
odbudowano wieś jeszcze większą i wspanialszą. Mijały
lata wieś stawała się
coraz bogatsza i przybywali do niej
nowi osadnicy.
Po latach aby imię Rabcusia nie
zginęło, na jego cześć rzekę płynącą obok
wsi nazwano Rabą. Wieś, która stała się darem
rzeki nazwano Rabką. Górę zamieszkiwaną
przez czarnoksiężnika nazwano Luboniem, a niewielki szczyt na którym
mieszkał Maciej nazwano Maciejową. Górę
przez którą przybyli Tatarzy do wsi Tatarów. Minęły
stulecia, teren Rabki został podarowany zakonowi cystersów, który
na te tereny sprowadził nowych osadników. W Rabce powstały pierwsze
warzelnie soli. Sól i solanki stały się największym bogactwem
Rabki. Łukasz Kapłon Trzy
zagadki
Dawno, dawno temu, tak dawno, że i najstarsi ludzie nie pamiętają, w czasach dzielnych rycerzy i pięknych księżniczek, żył sobie biedny młynarz. Jego żona umarła, pozostawiając mu trzech synów. Młynarz nie mógł ich wszystkich wyżywić. Najstarszy postanowił wyruszyć w świat w poszukiwaniu szczęścia. Nazywano go Rabek. Był on spokojny, uczciwy, lecz niezbyt
rozgarnięty. Gdziekolwiek zawędrował, tam zawsze przynosił sobie i innym
pecha. Nigdzie go nie chciano, wszędzie wiedziano już, że
to nieudacznik. Jego zła sława zawsze wędrowała przed
nim. W końcu zmęczony Rabek dotarł do spokojnej doliny,
otoczonej pięknymi wzgórzami. Tam zatrzymał się, usiadł na głazie
i zaczął rozmyślać nad swoim losem. Nagle
jak z pod ziemi zjawił się przed nim mały człowieczek. Był
bardzo niewielki, miał iskrzące się włosy i bardzo chytry
wyraz twarzy. Rabek słyszał co nieco o krasnalach,
lecz nigdy żadnego z nich nie spotkał, wiec przypatrywał się
z ciekawością karzełkowi. Krasnal też zainteresował się chłopcem.
Po pierwszych nieufnych spojrzeniach Rabek wyciągnął
z węzełka ostatnią pajdę chleba, podzielił na dwie
części i poczęstował krasnala. Wspólny posiłek zachęcił
obu do rozmowy. Krasnoludek powiedział, ze jeśli Rabek rozwiąże jego trzy zadania, to on obdarzy go wielkim bogactwem. Chłopak nie namyślają się długo zgodził się na propozycje skrzata. Pierwszym zadaniem była zagadka: „
co to jest: rzecz, której tylko ogień unika,
możesz ja dzielić na wiele części, ale nigdy nie
poznasz w którym miejscu została podzielona ”. Rabek
myślał i myślał ale nic nie przychodziło mu do głowy.
W końcu zniecierpliwiony krasnal powiedział mu by pomyślał nad
rozwiązaniem do następnego dnia. Jeśli nazajutrz nie
będzie umiał odpowiedzieć na pytanie straci swa szansę. Smutny
Rabek poszedł nad źródło i zmęczony usnął pod drzewem.
Śniło mu się, że pływa po wielkim jeziorze.
Rano obudził się wyspany i wypoczęty. Obmył
twarz i przypomniał sobie o zagadce. Patrząc w wodę
myślał coraz bardziej zaniepokojony, gdyż godzina spotkania ze
skrzatem zbliżała się coraz szybciej. Nagle doznał olśnienia.
Pobiegł szybko pod głaz, gdzie czekał krasnal i krzyknął „
woda ”. Krasnoludek z podziwem kiwnął głową. Pierwsze zadanie
zostało wykonane. Kolejne zadanie było trudniejsze.
Należało znaleźć rzecz „ która wszystko rodzi,
a każdy po niej chodzi ”. Tym razem skrzat dał Rabkowi dwa dni na znalezienie
odpowiedzi. Rabek myślał długo nad zagadką, lecz nie mógł znaleźć
rozwiązania. Uznał, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie
dłuższa drzemka. Jednak po przespanej nocy również nie znalazł
odpowiedzi na tę zagadkę, więc posiliwszy się nieco postanowił
spać dalej. Rankiem odkrył, że cała jego twarz jest
umazana w błocie, bo jako leń od urodzenia, wybrał
na nocleg pierwsze lepsze
miejsce. Gdy umył
się w źródełku, znów poczuł olśnienie!
Pobiegł szybko pod głaz, niosąc w ręku trochę
ziemi. Krasnoludek kiwną głową i zadał ostatnią zagadkę: „ skarb ten
cenniejszy jest niż złoto, a mając go nie popiszesz się
głupotą ”. Rabek myślał nad odpowiedzią jeden dzień,
drugi i trzeci dzień. Nawet kojący sen nie udzielił
mu podpowiedzi. Gdy minął czas na rozwiązanie zagadki poszedł
zrezygnowany na miejsce spotkania ze skrzatem. Nie znał odpowiedzi. Przechodząc koło źródełka napił się
wody, jednak wypluł ja zaraz. Woda była słona. Pomyślał
głęboko i coś mu w głowie zaświtało! Ten skarb
to mądrość! Uradowany pobiegł na miejsce
spotkania ze skrzatem. Krasnal dotrzymał słowa. Powierzył Rabkowi największy skarb. Wskazał mu tajemnicze
źródło nad którym nocował chłopiec od kilku dni. Zdradził
mu też tajemnice źródlanej wody. Rabek dowiedział się, że ze słonej wody
można warzyć sól, poza tym woda ta jest lecznicza. Rabek
otrzymał od skrzata wielkie bogactwo, które umiał wykorzystać.
Postanowił zostać w tym miejscu na zawsze. Sprowadził swoich
braci. Wspólnie założyli osadę w dolinie. Na pamiątkę po Rabku nazwano ją Rabka.
Do dziś jest ona znana z pięknego położenia,
mądrych i pracowitych ludzi i leczniczych solanek,
dzięki którym, choć nie ma już krasnoludków, niejeden dorobił się
bogactwa. Jakub Rapacz Legenda o powstaniu starego kościółka w Rabce
Działo się to w zamierzchłych czasach. Większość okolicznych terenów była porośnięta gęstymi lasami. Tylko gdzie niegdzie, w dolinach rzek i potoków powstawały ludzkie osady. Ludność tych malutkich wiosek zajmowała się uprawą roli, choć ziemi uprawnej było mało i dawała mizerne plony, oraz wypasem owiec na leśnych i górzystych polanach. Ludzi borykali się z problemami głodu, biedy i nędzy. Bardzo łatwo można było ich przekupić, gdyż droga do bogactwa i szczęścia wiodła przez zbrodnie i oszustwo. Jednak
byli też ludzie, których wiara była tak mocna, że
potrafili oprzeć się pokusie bogactwa za wszelką cenę. Nie
wiem, czy ktoś oprócz mnie zna tą opowieść, którą opowiedział
mi mój pradziad. A działo się to tak:
W niewielkiej wsi zwanej
Rabka było około dwudziestu domów. Żyły tam dwie bogate
rodziny. Franciszków, którzy posiadali gospodarstwo, trzy świnie, dwie
krowy i siedem kur, oraz Józefów, którzy, byli właścicielami okolicznych
polan gdzie wypasali stado owiec. W owych czasach ludność
przesiąknięta była pogańskimi tradycjami. Taki stan
rzeczy odpowiadał diabłu, który mieszkał nieopodal Rabki na górze Luboń. Cieszyło go, gdy mógł obserwować biedę
i niedole mieszkańców niewielkiej wsi.
Pewnego dnia sędziwy Spytek Franciszek zwołał do swej
zagrody wiec mieszkańców całej wsi. Podczas wiecu ustalono, że
należy bronić wsi przed złym i podstępnym biesem. W tym
celu mieszkańcy wybudują kościółek, aby
mogli wspólnymi modłami odpędzić zło.
Najbogatsi postanowili przekazać część
swego majątku na rzecz budowy,
biedniejsi obiecali pomoc przy budowie.
Rozpoczęła się budowa. Diabeł początkowo nie zwracał
na to uwagi, jednak kiedy budowa postępowała, a ludzie
mimo trudności pracowali z radością, postanowił nie
dopuścić do ukończenia prac. Przebrany za chłopa krążył wokół osady,
przyglądał się budowie i obserwował ludzi. Zainteresował go młody
parobek na którego wołano Antek. Wykonywał on opieszale i niedbale swe obowiązki. Wieczorem kiedy prace przy budowie zakończono,
diabeł w przebraniu bogatego kupca napotkał
powracającego z pracy Antka. Zaczepił
parobka i zaproponował mu ogromne skarby za to, że
nie dopuści do ukończenia budowy. Poradził mu aby skłócił najbogatszych
gospodarzy. Antek przyjął propozycje. Kiedy powrócił do domu zastał
radosną jak nigdy matkę, która wypytywała go o postęp
prac przy budowie. Biedna kobieta piekła z resztek mąki chleb,
który Antek miał nazajutrz zanieść dla pracujących przy budowie
kościoła. Po nieprzespanej nocy poszedł do pracy.
Wszyscy ucieszyli się podarunkiem,
a Antkowi w tym
dniu pracowało się o wiele lepiej, wiedział już, że nie
wykona polecenia diabła. Po kilku tygodniach prace zostały ukończone.
Od tej chwili mieszkańcy wsi spotykali się na wspólnej
modlitwie w kościele, a raz w tygodniu przyjeżdżał
ksiądz aby odprawić nabożeństwo. Antek był zawsze obecny, w ten
sposób chciał odkupić dawne grzechy. Diabeł
planował jednak zemstę. Sprowadził na Rabkę ulewne deszcze. Wody
potoków, strumieni i rzeka przybrały. Rozpoczęła się
ogromna powódź. Woda wtargnęła do wsi niszcząc
wszystko na swej drodze. Kościółek został całkowicie zniszczony,
a w miejscu w którym stał piętrzyła się
wielka góra kamieni naniesionych przez wodę. Mieszkańcy
przez kilka dni wracali do wsi
z okolicznych wzgórz, gdzie skryli się przed powodzią.
Diabeł triumfował. Ludzie
zrozpaczeni powracali do zniszczonych gospodarstw.
Zwołano kolejny wiec, na którym chciano podjąć decyzje
o opuszczeniu przeklętego miejsca. Większość gospodarzy
przystała na tę propozycję. Antek sprzeciwił się i namawiał
wszystkich do pozostania i odbudowy wsi. Po kłótniach
i sporach postanowiono pozostać. Tym razem jednak
odbudowa miała się rozpocząć od kościółka. Pracowano ciężko przez kilka miesięcy.
Odbudowano kościółek i okoliczne zabudowania. Kościółek był
większy, zbudowany na solidnych fundamentach, otaczał go kamienny
mur. Kamienia było pod dostatkiem, bo naniosła go woda. Ten właśnie kościółek i otaczający
go mur przetrwał
do dnia dzisiejszego.
A co z diabłem? Diabeł przespał czas odbudowy. Kiedy
pewnego dnia opuścił swą kryjówkę spostrzegł ze szczytu Lubonia odbudowaną wieś. Rozzłoszczony chwycił
w szpony ogromny głaz i wzbił się w powietrz. Chciał
zrzucić go na wieś. Gdy wzleciał ponad lasy Lubonia nagle
został oślepiony promieniami słonecznymi odbijającymi się od
krzyża umieszczonego na dachu kościoła. Diabeł runął
w dół na szczyt
i został przygnieciony głazem.
Po tym wydarzeniu ukończono odbudowę wsi. Możliwe, że
wiara, wytrwałość pierwszych osadników oraz obecność
Boga spowodowały, że ludzie pozostali tu już na wieki. Dariusz Nowak Podanie
o Maciejowej
W XIII wieku tereny obecnej Rabki porośnięte były nieprzebytymi puszczami, a jednymi mieszkańcami dorzecza Poniczanki i Słonki były dzikie zwierzęta. Pewnego razu w te okolice zawędrował kupiec Maciej. Wracał on z podróży z Węgier. Wiózł ze sobą z dalekiej krainy skarby w postaci drogich i poszukiwanych przypraw. Większość jego towaru stanowiła drogocenna sól, którą wydobywano na Węgrzech, ale miał też cenne przyprawy z dalekich zamorskich krain: pieprz i wanilię. Odkąd opuścił bezpieczne tereny Węgier czuł się nieswojo, choć wiedział, że każdy dzień wędrówki zbliża go do rodzinnego Krakowa. Teraz jednak zabłądził w lesie i od kilku godzin jeździł w koło. Nadchodziła noc. Należało pomyśleć o odpoczynku i wybrać miejsce na nocleg. Maciej pogodził się już z tym, że tę noc spędzi w lesie. Aby przygotować posiłek rozpalił ognisko. Chciał zjeść coś ciepłego, była już jesień i noce w górach stawały się coraz zimniejsze. Nagle jego obozowisko zostało zaatakowane przez stado wygłodniałych wilków. Maciej stał obok ogniska wiec wilki nie odważyły rzucić się na niego, ale konie zostały spłoszone przez dziką watahę. Z pochodnia w ręku próbował bronić koni, jednak nic to nie dało. Ranny wycofał się do ogniska i słuchał dochodzące z lasu rżenie zagryzanych koni. Fatalna noc jeszcze się jednak nie skończyła. Nad lasem przeszła ogromna burza i ulewa. Wiatr wyrywał drzewa z korzeniami, które upadając dokonywały kolejnych zniszczeń. Jedno z drzew spadło na wóz kupca. Próbował on ratować swój towar, ale przyprawy wysypywały się z pękniętych worków i rozpuszczały w deszczowej wodzie. Po godzinnej walce z żywiołem Maciej był tak zmęczony i zrezygnowany, że postanowił porzucić wóz i towar aby ratować własne życie. Napełnił kieszenie resztkami przypraw i nasion z dalekich krajów i ruszył lasem w dół zbocza. Po kilku godzinach marszu kiedy odgłosy burzy ucichły, dotarł do polany, padł ze zmęczenia i zasnął. Ocknął się rankiem. Sięgnął do kieszeni aby przetrzeć zmęczone oczy chusteczką. Wyciągając chustkę rozsypał resztkę przypraw i nasion, które udało mu się uratować z wozu. Wiatr porwał nasiona i rozwiał je po okolicy. Zrezygnowany Maciej stał i patrzył jak w dół zbocza ustępuje poranna mgła. Zobaczył wielką polanę, a w dole malowniczo położoną dolinę, pośrodku której płynął niewielki potok. Kupiec zszedł do doliny. Postanowił pozostać w tej okolicy do wiosny. Okolica wydawała się bezpieczna, potok dawał wodę, a lasy bogate były w runo i zwierzynę. Wybudował niewielki szałas, zgromadził zapasy na zimę. W zimowe dni często rozmyślał o domu, ale postanowił że wróci do Krakowa jako bogaty kupiec, nie wcześniej. Wiedział, że na wozie zostało trochę złotych monet, musi znaleźć wóz, naprawić go i ponownie wyruszyć na Węgry po sól.
Minęła zima. Przyszła piękna górska wiosna. Maciej rozpoczął realizacje planu. Pewnego słonecznego dnia wyszedł na poszukiwanie porzuconego w lesie wozu. Około południa dotarł do polany na której odpoczywał po fatalnej nocy. Jego oczom ukazał się dywan fioletowych kwiatów, były przepiękne. Kwiaty te wyrosły dzięki nasionom, które zgubił Maciej jesienią. Posiliwszy się kupiec poczuł pragnienie. Zaczął szukać źródła. Wreszcie je znalazł. Napił się wody, ale okazała się słona. Zrozumiał szybko jakim szczęściem obdarował go los. Ze słonej wody można warzyć sól, jak robią to ludzie mieszkający na północy nad morzem. Podróż na Węgry nie była potrzebna. Maciej udał się do Krakowa, tam dowiedział się że tereny na których odkrył słone źródło należą do klasztoru cystersów w Jędrzejowie. Wyruszył natychmiast w dalszą drogę. Gdy przybył do klasztoru zdradził zakonnikom swą tajemnice. Za jego radą postanowili założyć w tej dzikiej krainie warzelnie soli. Zarządcą warzelni został kupiec Maciej. Kupiec powrócił do pięknej doliny wraz z osadnikami, których wysłali z nim zakonnicy. Wybudował nad potokiem warzelnie soli i osadę. Sam zamieszkał na polanie nad doliną. Do naszych czasów nie pozostały ślady po działalności Macieja i pierwszych osadników. Tylko nazwy góry Maciejowa, potok Słonka i dzielnica Słone przypominają o warzeniu soli w Rabce. No oczywiście, jeszcze jedno do tej pory wczesną wiosna możemy podziwiać kwitnące krokusy na górskich polanach.
Kamil Mazela Podanie
o uśmiechu, czyli jak powstał herb Rabki Roku Pańskiego 1550, tuż po koronacji nowa królowa Rzeczpospolitej, wybrała się w odwiedziny do Królestwa Węgierskiego. Po męczącym dniu podróży orszak królowej dotarł do Myślenic gdzie spędzono noc. Rankiem wyruszono w dalszą drogę. Królowa zdecydowała, że orszak ruszy
droga wzdłuż rzeki Raby, a kolejny nocleg
wyznaczono w Nowym Targu lub
na zamku w Czorsztynie. Orszak minął Pcim i zbliżał się
do malowniczo położonej Rabki.
Podróżni zachwyceni krajobrazami, przed sobą mogli podziwiać
piękną panoramę Gorców i Beskidów oraz słoneczną pogodą,
zapomnieli o swym bezpieczeństwie. Nagle,
gdy królewski orszak wjechał na gościniec prowadzący przez las
został otoczony przez bandę zbójców. W tym czasie
byli oni zmorą tych terenów gdyż napadali kupców podążających
z Węgier do Krakowa i rabowali okolicznych
mieszkańców. Zbójcy przez kilka godzin obserwowali orszak
czekając na dogodną chwilę i miejsce. Kiedy orszak znalazł się
w lesie zaatakowali. Żołnierze gwardii królewskiej dzielnie
stawiali opór. Niestety
przewaga liczebna była po stronie bandy. Nastał zmierzch. Zmęczeni obrońcy
coraz częściej padali pod razami oblegających.
Klęska była nieunikniona. Kolejny atak nastąpił niespodziewanie,
żołnierze nie byli wstanie powstrzymać nacierających. Zbójcy rzucili się
na wozy. Rozpoczął się rabunek,
wiązano jeńców i dzielono łupy. W jednym
z wozów znaleźli piękną młoda damę, ubraną w atłasy
i koronki, całą w klejnotach. Chcieli ja okraść
lecz dzielna dziewczyna stawiała opór. W czasie
szamotaniny zraniła herszta bandy. Rozwścieczeni zbójcy
chcieli zabić dziewczynę lecz pojmani w niewolę
żołnierze prosząc o łaskę dla niej ujawnili, że
to sama królowa. Zbójcy
rozpalili ognisko i zaczęli radzić co zrobić z pojmanymi jeńcami. Ustalono, że nazajutrz wyślą
żądanie okupu. Całe
to zajście obserwował z ukrycia Jerzy Grossmann,
mieszczanin z Oświęcimia, który podróżował z orszakiem królowej. Kiedy zmęczeni zbójcy położyli się
na spoczynek, Jerzy wyruszył na poszukiwanie pomocy. Dotarł
do niewielkiej wsi w dolinie. Spotkanym gospodarzom
opowiedział o napaści i prosił o pomoc. Mieszkańcy
wsi postanowili wyruszyć na pomoc królowej. Mogli też
nareszcie dopaść bandę, która od lat rabowała w okolicy. Zaskoczeni we śnie zbójcy nie
stawiali oporu.
Banda została rozbita przez górali i poszła w rozsypkę.
Jeńcy zostali uwolnieni, zrabowane rzeczy odzyskano. Górale
zaprowadzili uwolnionych do wsi, nakarmili, opatrzyli rany
i ułożyli na spoczynek. Całą noc baca z grupą
juhasów czuwał przed domem gdzie spała królowa. Kojący sen
przywrócił dziewczynę do życia. Rankiem wyszła z chaty, rozejrzała się. Przed nią roztaczał się
przepiękny widok. Góry, lasy
i dolina z płynąca pośrodku rzeką. Podeszła do drzemiącego bacy
i zapytała: -
Cóż to za piękna miejscowość? -
Rabka moje dziewce – odparł baca i zapytał: -
Jak was zwą panienko? -
Barbara – odpowiedziała królowa. Na jej twarzy pojawił
się przepiękny uśmiech, który na całe życie wrył się
w pamięć bacy i jego juhasów.
Nazajutrz orszak wyruszył w powrotną drogę do Krakowa.
Górale odprowadzili królową aż do Myślenic.
Po powrocie na dwór
królewski Barbara opowiedziała mężowi o zbójcach,
bohaterskim czynie Jerzego i dzielnych góralach. Zygmunt August
postanowił wynagrodzić bohaterów: Jerzy Grossmann uzyskał
zezwolenie na poszukiwanie i kopanie soli pomiędzy Rabką
i Słonem. Baca wraz z juhasami otrzymali na własność
pola i hale na których bez przeszkód mogli wypasać
stada owiec. Pamięć
o tych wydarzeniach
przekazywana z pokolenia na pokolenie
przetrwała pięćset lat.
W obecnym herbie Rabki znajdziemy jej echa. Herb
przedstawia połowę
słońca i twarz uśmiechniętego dziecka. Czyżby
była to uśmiechająca się Basieńka? Sylwia Łęczyńska Michał
Kasperczyk
Agnieszka Sroka Zemsta króla Starego Sącza Dawno, dawno temu nie było tutaj
gór ani rzek. Krainą władał król Stary Sącz. Miał on córkę jedynaczkę,
która była dziedziczką jego bogactw i skarbów. Nie mogła poślubić
męża z obcego rodu. O rękę
księżniczki starał się książę Luboń
władca sąsiedniej krainy. Dziewczyna również
pragnęła go poślubić. Książe posyłał posłów ze skarbami,
lecz Stary Sącz stanowczo odmawiał. Któregoś
dnia na stary gród Starego Sącza najechał wróg. Wróg
pustoszył też ziemię królestwa. Król pojechał walczyć w obronie swej
ziemi. Rabkę, bo tak miała na imię
jego córka ukrył w bezpiecznym klasztorze. Książe Luboń dowiedział się o tym i z pomocą
wróżki Bani porwał Rabkę z klasztoru.
Zakochani wzięli ślub w wiejskiej kapliczce otoczonej
starymi dębami. W szczęściu i miłości płynęły
dni młodym małżonkom. Niebawem Rabka urodziła syna,
którego nazwali Turbacz. Kiedy Stary Sącz powrócił ze
zwycięskiej wojny, słudzy
opowiedzieli mu o uprowadzeniu Rabki przez Lubonia. Żądny zemsty Stary Sącz najechał krainę Lubonia. Odnalazł zamek w którym ukrywał się Luboń z rodziną. Przez wiele
dni jego żołnierze szturmowali mury zamku,
lecz bezskutecznie. Rozwścieczony król postanowił rzucić klątwę
na obrońców. Krzyknął: - Niech
wszystko w kamień się obróci. Po tych słowach cały
zamek zamienił się w rumowisko skalne. Krzyczał dalej: - Niech Luboń w górę się zamieni. Ty zaś córko za nieposłuszeństwo rozpłyń się we własnych łzach! Rumowisko skalne
pokryło się ziemią na której wyrósł gęsty las, stało się
grobem Lubonia. Rabka siedząc
na kamieniu z utęsknieniem spoglądała na górę
i oczy z żalu wypłakała. Z jej
łez powstała rzeka nazwana przez ludność Rabą od jej
imienia. W miejscu gdzie
siedziała księżniczka powstała później miejscowość Rabka.
Dobra wróżka Bania również
została zamieniona w górę. Kiedyś pomogła Rabce i Luboniowi, dziś spogląda na Rabkę – małe
miasteczko. Turbacz również zamieniony w górę stał się najwyższym
szczytem gór nazwanych później Gorcami. Po pewnym czasie ludzie
zapomnieli złego króla Starego Sącza. Wokół
jego zamku wybudowali osadę, która z czasem
stała się miastem. Nazwano ją imieniem króla. Tak oto dzieje dawno żyjących
ludzi pozostały aż do dziś w nazwach gór, miast i rzek. Andrzej Żmuda Podanie z okolic RabkiDawno, dawno temu gdy na świecie żyło bardzo mało ludzi, w dolinie głębokiej i szerokiej rzeki żyła sobie niedołężna matka z trojgiem dzieci. Matce było na imię Rabka, a dzieciom: Zdrój, Słony i Zaryta. Żyli oni w niedostatku,
często brakowało im jedzenia. Pewnego dnia synowie Zdrój
i Słony postanowili opuścić rodzinny dom, zamieszkać w okolicy
i założyć rodziny. Zaryta została w domu aby pomagać
matce. Pracowały ciężko w gospodarstwie.
Po drugiej stronie rzeki mieszkał młody
mężczyzna z dwojgiem dzieci. Nazywali go Luboń, a jego dzieci Ra i Ba. Gdy
matka zmarła córka postanowiła nazwać okolicę Rabką od
jej imienia. Zaryta została sama w rodzinnym
domu. Luboń, któremu znudziło się samotne
życie postanowił wybudować most, aby przejść na drugą stronę
rzeki i oświadczyć się Zarycie. Gdy
dziewczyna dowiedziała się o jego planach
postanowiła pomóc w budowie. Kiedy
ukończyli most i Zaryta przedostała się
na drugi brzeg, Luboń oprowadził ją
po okolicy. Poprowadził ja na szczyt góry gdzie mieszkał
wraz z dziećmi. Góra i okoliczne lasy
bardzo podobały się dziewczynie. W tym czasie dzieci Lubonia bawiły
się blisko rzeki. Nagle nadleciał wielki orzeł, który rozpoczął
ranne polowanie. Przestraszone Ra i Ba wpadły
do wzburzonej rzeki. Luboń
i Zaryta całe wydarzenie obserwowali ze szczytu góry,
jednak nie mogli udzielić pomocy dzieciom. Po tym tragicznym
wydarzeniu aby uczcić pamięć dzieci Lubonia rzekę
nazwano Rabą. Luboń
i Zaryta żyli długo i szczęśliwie,
mieli kilka córek, które nosiły imiona: Rolówka,
Biernatówka, Michałówka, Rapaczówka, Gackówka, Janówka, Balówka,
Królówka i jednego syna o imieniu Folwark. Gdy dzieci dorosły, założyły własne rodziny
i zamieszkały w okolicy, w sąsiedztwie
ojca i matki u stóp góry Lubonia.
Na pamiątkę tych wydarzeń ludzie górę nazwali Luboń, wieś leżącą u jej stóp Zarytem.
Natomiast dzieci Zarytej i Lubonia to obecnie
niewielkie role Zarytego. Joanna Gacek Podanie o kościółku św. KrzyżaNa stoku góry Piątkowej znajduje się drewniany zabytkowy kościółek św. Krzyża zbudowany w 1757 roku. Wcześniej tym miejscu znajdowała się niewielka figurka Męki Pańskiej. Przy figurce jeden niewidomy mieszkaniec wsi Chabówka, najpierw odzyskał wzrok, a w chwilę potem ujrzał jakoby figurka promieniowała nieziemską jasnością. Wieść o tym uzdrowieniu szybko rozeszła się po okolicy. Miejsce cudu zaczęli odwiedzać liczni pątnicy, aby modlić się przy figurce. Po latach figurka zaginęła, na jej miejscu ówcześni mieszkańcy zdecydowali się wybudować niewielką kapliczkę, która nie odnawiana przez nikogo uległa całkowitemu zniszczeniu. W kolejnych latach powstała kolejna kaplica a następnie kościółek. Z powstaniem tego kościółka związana jest taka oto opowieść: Dawno,
dawno temu na naszym terenie rozciągała się puszcza Gorczańska. Gdzieniegdzie w dolinach rzek były osady
ludzkie i gniazda zbójeckie. Przez te tereny wiodły
szlaki handlowe na Węgry przez Nowy Targ. Dzikie
drzewa, szumiące strumyki, pola malowane złocistym zbożem, ale też
bagna i strome skarpy to widok jaki oglądali kupcy,
którzy podróżowali przez te tereny setki lat temu.
Każdego dnia już od wczesnego ranka, podążało tą
drogą mnóstwo wozów z różnorakimi towarami. Pewnego razu w piękny, słoneczny
dzień ową drogą przejeżdżał bogaty, nieznany okolicznym mieszkańcom kupiec.
Ubrany w strój uszyty ze złotego sukna, przepasany błyszczącym,
srebrnym pasem z ogromną futrzaną czapką na głowie. Wygląd
jego wzbudzał wśród każdego napotkanego wieśniaka wielkie
zainteresowanie. Kryształowe kamienie, wspaniałe klejnoty, cudowne
perły, które przewoził na swoim
olbrzymim wozie, zwróciły uwagę nie tylko innych handlowców, ale również
zbójców, grasujących w pobliskim lesie. Późnym
popołudniem kupiec dotarł na szczyt Piątkowej. Przeżegnał się przy
pozostałościach starej kapliczki. Nie zdecydował się jednak spędzić tam nocy.
Postanowił przed wieczorem dotrzeć do Nowego Targu. W tym
celu należało pokonać bardzo niebezpieczny odcinek drogi,
która prowadziła przez gęsty las. Cudzoziemiec zaryzykował.
Nagle z głębi lasu dało się słyszeć przerażający gwizd
i jęk. Przestraszone konie poniosły i zanim kupiec uspokoił
zwierzęta wóz zjechał z drogi, tylne koła wpadły
do bagna. Na próżno starał się zmusić konie
do kolejnego wysiłku. Krzyki i strzelanie
z bata nic nie pomagało. Hałas jednak ściągnął na miejsce
zbójów, którzy odpoczywali w pobliskim szałasie. Zaskoczony atakiem kupiec bardzo dzielnie
bronił swego wozu. Lecz przewaga była po stronie
bandy. Widząc, że już jego godzina śmierci nadchodzi padł
na kolana i zawołał: -
Krzyżu Święty ratuj mnie. W tym samym momencie las z wielką siłą
zatrząsł się, a chmury gwałtownie kołysały się na wszystkie strony.
Na niebie pojawiła się łuna.
Cała przyroda została ożywiona przez samego Boga. Nad wozem kupca ukazał się ogromny krzyż wśród
płomieni. Przerażeni zbójcy widząc niezwykłe zjawiska uciekli.
Kupiec uratował życie i odzyskał towar. Padł na kolana i zaczął dziękować
Bogu. Nagle u jego stóp wytrysnęło źródełko. Spragniony kupiec napił się chłodnej,
krystalicznie czystej wody. Jakie było jego zdziwienie, kiedy
okazało się, że po kilku łykach wody poczuł się wypoczęty,
a jego troski znikły. Raźno zabrał się do pracy,
wyciągnął wóz i ruszył w dalszą drogę.
Powracając z udanej wyprawy handlowej, ponownie przybył
na miejsce cudownego ocalenia. Jako wotum
wdzięczności za ocalenie życia ufundował kaplicę pod wezwaniem
Św. Krzyża, która powstała w miejsce poprzedniej, zniszczonej przez czas.
Teraz na jej miejscu stoi kościółek, ale nadal
wszyscy pamiętają o przyczynie jego powstania.
Bardzo często przychodzą tu z prośbami, szepczą
w stronę wiszącego na krzyżu Jezusa zbawienne słowa,
które uratowały kupca od niebezpieczeństwa. Nieco poniżej kościółka znajduje się
źródełko z którego pił kupiec. Dzisiaj zwane Pocieszną Wodą.
Okoliczni mieszkańcy uważają że
woda z tego źródełka jest dobra na wszystkie
choroby i bóle. Katarzyna Pułkowska Maria i Kazimierz
Dwieście lat temu na terenie Rabki mieszkały dwie zwaśnione rodziny. U stóp Maciejowej mieszkała rodzina Rabskich, u podnóża Grzebienia Zająców. Gospodarstwa obu rodzin rozdzielał potok Słonka. Jak to zwykle bywało kością niezgody była „miedza” – czyli potok. Rabscy i Zające prowadzili od lat spór o budowę młyna na potoku, oto czyja woda będzie napędzała koło młyńskie. Członkowie rodzin nienawidzili się
z całego serca i tak wychowywali swoje dzieci.
Jednak najmłodsze z dzieci nie pojmowały już
nienawiści starszych, może dlatego że dokładnie nie pamiętały
przyczyny sporu. Młyn działał już od lat ale był własnością innej rodziny.
Maria i Kazimierz spędzali z sobą wiele
czasu. Razem paśli krowy i owce, pracowali w polu,
zbierali grzyby i borówki w lesie. Rodziny nie były z tego zadowolone,
często dzieci były karcone i łajane za tą swoją przyjaźń.
Jednak takie zachowanie dorosłych utwierdzało ich w przekonaniu, że
powinni trzymać się razem i wzajemnie sobie pomagać. Tak mijały
lata, przyjaźń zamieniła się w miłość.
Młodzi postanowili się pobrać, ale bali się poprosić
o zgodę rodziców. Wiedzieli, że nie otrzymają zgody,
a bez niej ślub był niemożliwy. Na wszystkie sposoby
młodzi próbowali pogodzić ze sobą zwaśnione strony. Nic
z tego nie wychodziło. Dopiero ogromne nieszczęście jakie
spadło na mieszkańców Rabki zmieniło sytuację.
Sąsiedzi zostali zmuszeni przez los do wzajemnej
pomocy.
Na Rabkę i okolice
spadła zaraza nazywana przez górali „grasującym
powietrzem”. Była to ogromna zaraza,
która przewaliła się przez Podhale w 1847 roku. Tak przebieg tej zarazy opisał w swej książce
doktor Zdzisław Olszewski: „Pomór zaczął się
na przedwiośniu i trwał przez cały rok. Głód był
taki , że skamieniało serce
sąsiada i wyschła łza współczucia. Do resztek posiadanej
mąki dosypywano korę rozmaitych drzew. Stare kartofle
wygrzebywano z zeszłorocznych ziemniaczysk, a spopod
płatów kwietniowego śniegu w uboczach leśnych ślimacze,
zgniłe grzyby. Ludzie ginęli nagle. W kościele,
w domu, na polach, nad rzekami, w lasach – we dnie
i w nocy Drzwi domów pozamykano na głucho.
Wczesnym rankiem odważni górale zbierali umarłych po rolach
i zagrodach. Samotni komornicy, którzy nic
do stracenia nie mieli, brali swój niewielki majątek
na plecy, kij do garści i uciekali przed głodem,
nędza i grasującym powietrzem”.
Maria i Kazimierz w tych ciężkich czasach
rzucili się w wir pracy. Początkowo pomagali swoim
rodzinom. Nie wszystkich dało się uratować. Kazimierz stracił
większość krewnych, podobnie było z rodziną Marii.
Uratowano jednak dzieci.
Maria całymi dniami opiekowała się nimi.
Kazimierz pomagał najbardziej potrzebującym we wsi. Codziennie
w ich domu przybywało sierot, którymi należało się
zająć. Wreszcie nadeszły jesienne
przymrozki i zaraza zaczęła ustępować. Z zimą zniknęła całkowicie. Zmęczeni ludzie
odetchnęli. Przez zimę rodziny
Marii i Kazimierza wzajemnie się wspomagały, wiosną
wspólnymi siłami obsiano pola we wsi.
Do Rabki wracało życie. Jednak bilans zarazy był
straszny. Tylko w samej Rabce zmarło 266 osób. Zmarłych
pochowano na starym cmentarzu oraz pod lasem na Dzielcach
Zgroza przeszła przez góry i lasy. Tak
umierało Podhale w 1847 roku. Razem
z wiosną przyszła nadzieja. Ludzie raźniej
wzięli do pracy. Nadeszło lato. Gospodarze zebrali plony. Kazimierz i Maria postanowili wziąć
ślub. Teraz już nie było sprzeciwów wśród rodziny. Życie spędzili uczciwie i pracowicie,
zajęci wychowywaniem dzieci i pracą na gospodarstwie.
Po latach mieszkańcy Rabki odwdzięczyli się wspaniałej
parze. Imieniem
Marii i Kazimierz nazwano dwa z czterech
oczyszczonych w 1861 roku zasypanych źródeł solankowych. W czterdziestą
rocznicę pamiętnej zarazy Rabka zaczyna zmieniać swoje oblicze.
Z wioski zagubionej w górach przekształca się
w uzdrowisko. W 1887 roku profesor Maciej Leon Jakubowski, wybitny w tym okresie
specjalista chorób dzieci inicjuje otwarcie pierwszego w Polsce
ośrodka dla dzieci zagrożonych gruźlicą.
Pierwsza kolonia lecznicza przybywa do domu „Pod
Opatrznością” 3 czerwca 1887 roku. Od tych
wydarzeń minęło wiele czasu ale Rabka w dalszym
ciągu przyjmuje małych kuracjuszy, a od 1996 roku jest „Miastem
Dzieci Świata”. Katarzyna Zając Na początku XIX wieku, na roli „Ryplówka” mieszkał bogaty gospodarz. Miał kilkoro dzieci, a wśród nich jednego niepełnosprawnego chłopca. Dawniej uważano, że takie dziecko to kara za grzechy. Cała rodzina wstydziła się chłopca. Gdy miał kilka lat, a kalectwo było coraz bardziej widoczne, umieścili go w oborze, razem ze zwierzętami. W takim poniżeniu, ubóstwie, smutku i samotności chłopiec żył ponad dwadzieścia lat. Pewnej zimy chłopiec zachorował, nie udzielono mu potrzebnej pomocy. Po kilku tygodniach ciężkiej choroby zmarł. Nie pochowano go jednak na cmentarzu tylko na grzebalniku w polu. W kilka dni po tym skromnym pogrzebie na polach należących do rodziny zmarłego chłopca zaczął pojawiać się wielki, czarny byk. Niszczył on pola okolicznym gospodarzom, a nocami bardzo uprzykrzał im życie głośnym rykiem oraz harcami po łąkach. Widywali go również podróżni na trakcie z Rabki do Nowego Targu, wśród których wzbudzał strach. Wszyscy okoliczni mieszkańcy drżeli na myśl o spotkaniu z bykiem. Mieszkańcy „Ryplówki” bardzo szybko domyślili się, że to duch kalekiego chłopca błąka się po okolicy i straszy ludzi. Postanowiono wybudować kapliczkę, aby przebłagać ducha za ciężkie grzechy jakie popełniła rodzina i sąsiedzi skazując go na zwierzęce życie. Do dziś wśród kasztanów na „Ryplówce” stoi niewielka kapliczka. Krzysztof Pawłowski Kapliczka przy
ulicy Kasprowicza Pod koniec XIX wieku przy torach nowo powstałej linii kolejowej ze Suchej Beskidzkiej do Nowego Sącza mieszkańcy okolic dzisiejszej ulicy Kasprowicza ufundowali kapliczkę. Z kapliczka związana jest następująca opowieść: W czasie II wojny światowej kapliczka była miejscem spotkań pewnego partyzanta z ukochaną. Zawsze na wieczorne spotkanie przychodził on tą samą drogą. Pewnego dnia coś skłoniło go pójścia na spotkanie inną drogą . Jak się potem okazało na drodze, którą chodził codziennie czekali na niego niemieccy żołnierze. Uniknął zasadzki. Partyzant uważał, że to Matka Boża ocaliła go od niechybnej śmierci. Kapliczka stoi do dziś. Opiekuje się nią córka owego partyzanta i jego ukochanej, który dzięki swemu zaufaniu do Maryi przeżył szczęśliwie wojnę i wiele lat później. Katarzyna Barszczewska Rabskówka
Nazwa ulicy Rabskich pochodzi od
osiedla zwanego Rolą Rabskich, które leży u podnóża góry Maciejowej. W tym miejscu rzekomo 700 lat temu powstała osada zwana Rabką. Wysokie wzniesienie otoczone jest naturalnymi fosami utworzonymi przez potoki, a od północy rzeką Słonką. Maciejową otaczały nieprzebyte bory, których pozostałością jest zabytkowa lipa o wysokości trzydziestu metrów, która od 260 lat spogląda na Rolę Rabskich oraz piętnastometrowy jesion na ulicy Poniatowskiego. Z tej roli wywodzą się mieszkańcy o nazwisku Rabscy. Idąc w stronę Maciejowej przechodzimy przez obszar lasów i polan o nazwie Tatarów (710 m). Z grzbietu wzniesienia rozciąga się piękny widok na Babią Górę i Beskid Wyspowy. Według opowieści ludowych na tym terenie koczowali Tatarzy, którzy podążali z Węgier na Kraków. Wtedy też zniszczyli najstarszą osadę nad potokiem Słonka. W nieprzebytych borach otaczających Rabkę żyły stada wilków, które napadały mieszkańców tych stron. O jednym z takich wypadków krąży taka oto opowieść: Pewien chłop wiózł z Mszany Dolnej zboże do młyna w Rabce. Przejeżdżając przez bory rabczańskie, napadła go wataha wilków. Wilki zjadły konia i woźnice. To wydarzenie miało miejsce na polanie, którą później nazwano Wilcze Języki. Agata Wójciak Grzebień to niewysokie wzniesienie na południe od Rabki w większości pokryte polanami (677 m). Ze stoków grzebienia rozciągają się przepiękne panoramy na Gorce i Beskid Wyspowy a zwłaszcza na masyw Lubonia Wielkiego. O powstaniu tej góry krążą różne podania. Oto jedno z nich:
Był sobie wielki kogut, który wyjadał ludziom zasiane zboże. Z tego powodu ludzie niejednokrotnie cierpieli głód. Aby pozbyć się szkodnika postanowiono z nim walczyć. Grupa gospodarzy na nowo obsianym polu wykopała ogromny dół, który zamaskowano i rozsypano w jego okolicy najdorodniejsze ziarno. Pewnej nocy olbrzym pojawił się na polu. Zajęty jedzeniem nie zauważył pułapki, wpadł w nią. Czuwający gospodarze zakopali koguta olbrzyma, ale spod ziemi wystawał grzebień zwierza. Od tego czasu wzniesienie, które stało się grobem koguta okoliczni mieszkańcy nazywają Grzebieniem, a szczyt góry porośnięty jest pięknym lasem, którego najwyższe drzewa tworzą koguci grzebień. Beata Bronowicz Turbacz Turbacz (1310 m) to najwyższy szczyt
Gorców, cel wszystkich wycieczek turystycznych. Król
Gorców posiada wspaniałą historię oraz baśnie i legendy
z nim związane. Może opowiem jedną z zasłyszanych przeze mnie
baśni o tym szczycie:
Działo się
to za czasów króla Bolesława Chrobrego.
Na południu Polski pomiędzy górami wiódł szlak handlowy,
którym podążali kupcy ze swoim towarem. Wokół rozciągała się
nieprzebyta puszcza, w której było pełno dzikiego zwierza.
Wielu myśliwych z dworów książęcych i królewskich
urządzało łowy w puszczy. Niektórzy organizowali wyprawy aby
polować na olbrzymie tury. Starsi i doświadczeni myśliwi nigdy
tego nie robili, bo wierzyli, że te zwierzęta to zaklęte
duchy puszczy. Słyszeli z opowieści, że
kto ustrzeli tura, temu już nigdy nie uda się nic
upolować. Jeden
z młodych myśliwych nie zważał na te
przestrogi i zorganizował polowanie na tury. Po wielu dniach wytropił tura,
którego zabił. Tur okazał się synem ducha puszczy. Gdy o tym
czynie dowiedzieli się inni myśliwi zaczęli unikać
młodzieńca. Od tej pory nic mu się nie udawało. Wkrótce stracił zaufanie
swego pana i został wygnany z dworu. Myśliwy
zrozumiał, że sprawił to duch puszczy. Wybrał się do lasu, by
odnaleźć ducha i błagać go o przebaczenie. Błąkał się
po lasach i wołał TUR!, TUR!, TUR!, ale duch TUR nie pojawił się.
Zmęczony myśliwy usiadł pod drzewem na samym szczycie góry
i w gorączce powtarzał do siebie „ wyBACZ –
TUR!, TUR- wyBACZ! ”. Powtarzał
to bez przerwy. Jego słowa powtarzało echo.
Usłyszeli to pasterze, którzy na łąkach pod
lasami paśli owce. Od tej pory nazywano górę Turbacz.
A duch myśliwego nadal błąka się po lasach w okolicy
i nadal ma nadzieję, że ulituje się nad nim duch puszczy. Janusz Nowak W pewnym lesie w Ponicach znajduje się ukryty w zaroślach ogromny głaz, nazywany przez mieszkańców „Kotelnicą”. Najstarsi ludzie mieszkający w wiosce opowiadają, że owa „Kotelnica” co roku w Niedzielę Palmową o godzinie jedenastej w południe otwiera się. Miejscowa legenda głosi, że dawno, dawno temu w Niedzielę Palmową pewna kobieta z malutkim dzieckiem znalazła ów ogromy głaz. Spacerując po lesie spostrzegła głaz od którego biła ogromna jasność. Wystraszona, podeszła bliżej i spostrzegła, że głaz otwiera się. Spojrzała do wnętrza otwartej groty i ujrzała nieprzebrane skarby. Skuszona widokiem, nie zastanawiając się ani chwili weszła do środka. Znalazła się w ogromnej grocie wśród niezmierzonych skarbów. Położyła dziecko na dnie groty, a sama zaczęła pakować do fartucha znalezione skarby. Kiedy fartuch był pełen postanowiła wynieś go do lasu i powrócić po dziecko i resztę skarbów. Kiedy, wyszła ukryła skarby w zaroślach. Odwróciła się, aby powrócić do groty gdy nagle usłyszała dzwon kościelny wybijający południe. W tym samym momencie głaz zaczął się zamykać. Dziecko pozostało w środku. Zrozpaczona kobieta próbowała dostać się do środka, ale bezskutecznie. Przez kilka tygodni przychodziła w to miejsce z nadzieją, że głaz ponownie się otworzy. Lecz nic takiego się nie stało. Wtedy dopiero zrozumiała, że głaz otwiera się raz w roku w Niedzielę Palmową. Dla jej dziecka nie było ratunku. Kobieta nie dożyła następnego roku, z rozpaczy po utracie dziecka pękło jej serce. Po tym wydarzeniu znalazło się kilku śmiałków, którzy wybierali się do „Kotelnicy” w Niedzielę Palmową. Powracali z wyprawy przestraszeni i bez skarbów. Nie chcieli nawet opowiadać co tam widzieli. Od tego czasu nikt z mieszkańców nie próbuje zdobyć tych skarbów. Wszyscy wiedza, że skarb „Kotelnicy” jest przeklęty. Jego tajemnicy strzeże dusza zmarłego tam dziecka, a każdy śmiałek, który tam wejdzie nigdy się z jej wnętrza nie wydostanie.
Magdalena Iskrzycka
Już w trzydziestych latach XIII wieku chciano zasiedlić tzw. „terytorium ludźmierskie”. Zajmował się tym klasztor Cystersów za zgodą Teodora Gryfity. Akcja osadnicza szła z wielką łatwością, ponieważ ludzie liczyli na pracę przy złożach soli, o których krążyło wiele ludowych legend. Nie udało się zasiedlić jedynie
terenów opisanych przez kronikarzy, jako: „Ziemie
od nurtu rzek Raba, aż do Białego Potoku włącznie,
stamtąd
do Kamiennego Potoku i do strumienia Potok,
stamtąd w dół do potoku Glynyasty
i od nurtu jego, aż do nurtu Skomielna,
dalej do nurtu Lubansky i aż
do góry Lubany, następnie do Miedzyanego Potoku i do strumienia Skalisty
i idąc w górę odeń do potoku Slony
Potok i odeń w górę aż do rzeki Ponyczna i od
niej az do głównej rzeki Raba...”
Na tamtych ziemiach mieszkały potwory żywiące się
cennymi złożami soli i sobą nawzajem. Żaden z dzielnych rycerzy nie odważył się
zapuścić w tamte tereny. Żaden z wyjątkiem jednego. Rab
podróżował samotnie przemierzając góry i kotliny. Nigdy nie zaznał
podróżowania w kompani, choćby psa ze złamaną nogą. Nie miał
nawet konia, cały swój ekwipunek nosił na plecach.
Było to bardzo uciążliwe. Później opowiadano, że
człowiek ten przybył z północy, lecz skąd tak naprawdę pochodził
do dziś nie wiadomo. Słyszał o potworach mieszkających
no południu kraju Wiślan
i zamierzał zrobić z nimi porządek. Nikomu o tym nie
mówił, bo i w końcu nie miał komu opowiedzieć
o planach podróży na południe. Chciał zostać bohaterem. Chciał, aby
jego imię było znane i uczono o nim dzieci. Nie był
wielkim wojownikiem, więc nikt o nim nie słyszał. Nie brał
udziału w turniejach, nie odznaczył się w żadnej wojnie. Nie
znalazł przyjaciela, który mógłby z nim teraz iść.
Pierwszym potworem, z jakim musiał się zmierzyć był Amfipterus, smok latający, przykładem węża nóg nie
mający.
Była wyznaczona za niego nagroda w pobliskich
wsiach, bo ludojad to był i na małe dzieci, które
w lesie się zgubiły polował. Rab braki w rzemiośle wojennym
nadrabiał wiedzą i sprytem. Wiedział, że Amfipterus
słabo widzi i ściągnięty na ziemię w walce jest
bez szans, natomiast w powietrzu silnych
na niego nie ma. Przygotował Rab
kilka metrów solidnego łańcucha i lalkę szmacianą
przedstawiającą dziecko. Z sosny zrobił katapultę dla łańcucha.
Kiedy ludojad zaatakuje lalkę zerwie sznur przywiązany do sosny, łańcuch
wystrzeli i oplącze potwora. Wtedy trzeba będzie
go tylko porządnie związać i zawieść
do wójta najbliższej wsi, aby otrzymać nagrodę. Rab zrealizował plan szybciej niż się spodziewał. Amfipterus zmęczony i głodny, nie miał sił stawiać
oporu i łowca wkrótce ładował go na wóz. Gorzej było z transportem. Smok był na szczęście mały, lecz nasz bohater też nie był wielkoludem. Z trudem udało mu się załadować potwora na wóz. Transport gada zajął mu trzy dni. Kiedy ludzie ze wsi zobaczyli go ze smokiem na wozie najpierw się przestraszyli co niemiara, a później dziwili, jak człowiek tak wątłej |
|